Dzisiaj mija
pół roku od kiedy nie widzisz się z brunetem. Gdybyś przepracowała taki okres
czasu, wcale nie byłoby to zbyt wiele. Budziłabyś się codziennie, odpracowała
te kilka godzin, wracała do domu, kładła spać i z powrotem to samo. Dzień za
dniem mijałby błyskawicznie, jednak cierpienie po odejściu od kochanej osoby
boli z dnia na dzień coraz bardziej, coraz dotkliwej, rana zamiast goić krwawi.
To tylko i aż 183 dni bez jego obecności, 4 392 godziny bez jego
melodyjnego głosu, 263 520 minut bez jego delikatnego jak aksamit dotyku,
15 811 200 sekund bez jego miłości.
Pracujesz w
sanatorium na stanowisku dietetyka. Choroba postępuje, jednak starasz się być
twarda. Udało ci się załatwić, byś miała rehabilitację ze środków państwowych,
bo na prywatną nie było by cię stać. Oprócz pracy w sanatorium złapałaś etat w
hotelu Novotel Gdańsk Marina dzięki
czemu masz więcej pracy, więcej środków do życia i nie doskwiera ci samotność.
Po prostu nie masz czasu, by myśleć.
Nie oglądasz
meczy drużyny bruneta, nie śledzisz jego kariery, nie wchodzisz na portale
społecznościowe, unikasz jego widoku, bo każde zetknięcie z nim choćby na
zdjęciu powoduje rozszarpanie gojącej rany w sercu. Z Ewą bardzo rzadko
kontaktujesz wymigując ogromem pracy, a gdy już musisz, to wysyłasz wiadomość,
by nie słyszeć jej głosu, by nie rozczulić. Zdecydowanie lepiej żyło ci się na
południu Polski aniżeli na północy, ale postanowiłaś odciąć się od środowiska w
którym znajdowałaś, nie mogłaś pozwolić, by bliscy dowiedzieli o chorobie, by
ci współczuli.
Jedziesz wraz z kolegami z drużyny na
północ, żeby rozegrać spotkanie charytatywne na rzecz fundacji Herosi, której
pomagacie od kilku sezonów. Twoja drużyna klubowa przeciwko reprezentacji
Polski w piłce ręcznej. Spotkasz się z bratem, z kolegami, których dawno nie
widziałeś, ale ty chcesz spotkać Milenę. Nie widziałeś jej ponad półtora roku,
nie odebrała żadnego połączenia, nie odpisała na smsa, maila czy wiadomość na
facebooku. Nie wiesz dlaczego wyjechała ani gdzie wyjechała. Jesteś pewien, że
nie wyjechała z Wojtkiem, z którym skrupulatnie ukrywając spotykała. Właściwie,
to nie jesteś pewien, ale serce ci tak podpowiada. Próbowałeś podpytać Ewę, ale
ona także nic nie wie. Na początku nalegałeś, prosiłeś, błagałeś, żeby ci coś
powiedziała, gdyż uważałeś, że swojej przyjaciółce niczym siostrze powiedziała,
gdzie się znajduje. W końcu zdezerterowałeś.
Siadasz w hotelowej restauracji, gdzie
czekasz na czarny napój, który ci zaraz przyniesie kelner. Zostałeś w pokoju,
ponieważ odnowiła się kontuzja barku, której nabawiłeś się w meczu przeciwko
Płocczanom. Uraz nie jest groźny, ale mecz charytatywny nie jest aż tak ważny, żebyś miał pogłębić kontuzję. Trener być może wpuści cię na kilka minut, byś
zaprezentował się gdańskiej publiczności. Od kilku minut twój wzrok przykuwa
widok zgrabnej blondynki, której włosy opadają na ramiona. Przypomina ci
Milenę, właściwie, to każda blondynka z długimi włosami ci ją przypomina.
Dziewczyna siedzi w rogu sali, odwrócona plecami do ciebie. Ma przed sobą kilka
kartek, w których coś dokładnie pisze, sprawdza. Nie spuszczasz z niej wzroku,
napawasz widokiem jej pleców, by
odgrzebać w pamięci wspólne chwile z Mileną. Wstaje od stołu i z pomocą dwóch
kul idzie do baru, by zamienić kilka zdań z kelnerem. To niemożliwe, by to
była ona, ale wstajesz, by obejść obok jej stołu, ponieważ twoja cierpliwość
sięgnęła zenitu. Obchodzisz ją od tyłu, jednak nie zwraca na ciebie uwagi.
Zamawiasz wodę mineralną przy barze i wracasz do swojego stolika idąc obok
niej, tak by zobaczyć twarz. Przystajesz na moment, a ona jest zamknięta w
swoim świecie obliczania kalorii, gdyż dostrzegłeś napis widniejący na kartce.
To ona. Twoja Milena. Serce zaraz ci wyskoczy. Nogi uginają. Język ugrzązł w
gardle.
- Przepraszam, czy ty jesteś Milena? -
mówisz drżącym głosem. Blondynka nie podnosi głowy, lecz przytakuje podając
swoje imię i nazwisko. Dokładnie takie samo, jak twoja Milena. Przypadek? Z
pewnością nie. Stoisz nad nią, a ona w końcu podnosi głowę do góry.
- Potrzebuje pan coś ode mnie? - zderza się
z twoim wzrokiem. Mierzycie się przez najbliższe kilka sekund. Blednie jej
twarz, a koloryt źrenic staje jeszcze wyraźniejszy. - Michał? Co ty tutaj
robisz? - jest wyraźnie zaskoczona twoim widokiem.
- O to samo mógłbym spytać ciebie.
- Pracuję tutaj.
- A ja piję kawę. Milena, Boże! Nie mogę
uwierzyć, że ciebie w końcu spotkałam! Znalazłem! - dosiadasz się do niej,
chwytasz za dłonie i ogrzewasz swoim ciepłem.
- Michał, bardzo źle się stało, że mnie
spotkałeś. Po co ja tutaj przychodziłam? Mogłam wziąć ten jadłospis do domu i
tam go ułożyć! - krzyczy sama na siebie, zbiera rozłożone kartki do teczki i
wstaje z pomocą dwóch kul. Zdezorientowany śledzisz jej ruchy milcząc.
- Milusia, co ci się stało? Dlaczego masz te
kule? Miałaś jakiś zabieg, bo nie widzę gipsu?
- Nieważne. - wymija cię i mimo, że idzie o
kulach jest szybsza od ciebie, bo ty dalej stoisz nie wierząc w to, co się
dzieje. Dobiegasz, gdy już wchodzi do samochodu. Szybko zamyka drzwi i rusza z miejsca
zostawiając cię bez wyjaśnień.
Wspomnienia wróciły.
Serce krwawi. Głowa pęka od natłoku myśli. Nogi bolą, a żadne leki
przeciwbólowe nie pomagają. Najchętniej wzięłabyś garść i zasnęła. Nie zrobisz
tego, bo się boisz męczarni w której przyszłoby ci umierać. Nie zrobisz, bo nie
poddasz się, będziesz walczyć ze swoim wrogiem wiesz, że go nie pokonasz, ale
nie pozwolisz, by on pokonał ciebie. Włączasz
kanał na którym leci transmisja meczu charytatywnego. Za każdym razem, gdy
kamera pokazuje Michała łzy z potrójną siłą wydobywają z oczodołów. Trener wystawia
bruneta w podstawowym składzie jednak, gdy widzisz, że w czasie sześciu minut
gry Michał zaliczył już dwie kary dwuminutowe, jak kłóci się z sędzią,
trenerem, to masz ochotę wbiec na boisko i przytulić. Na szczęście rozum panuje
nad twoim sercem. Wyłączasz spotkanie po kwadransie, by dalej siebie nie
katować. Wczorajszy dzień wystarczająco zepsuł ci zdrowie.
Minął tydzień
od spotkania z Michałem. Codziennie o nim myślisz, ale szukasz ukojenia w pracy.
wieczorem wracasz do domu z przepasana dużą torbą w której masz zakupy, gdyż
kule w rękach uniemożliwiają ci niesienie reklamówek. Zjadasz kolację, bierzesz
kąpiel, zażywasz leki i relaksujesz oglądając polską komedię. Wcale ciebie nie
śmieszy, ponieważ myślami jesteś gdzie indziej. Dochodzi dwudziesta pierwsza
ktoś puka do drzwi. Wyłączasz telewizor, bierzesz kule i kajasz się do drzwi.
- Milena, wpuść
mnie! - podnosi głos i wkłada stopę miedzy drzwi, gdy masz zamiar z powrotem je
zamknąć.
- Michał,
czego ty chcesz ode mnie? W ogóle skąd się tutaj wziąłeś? Skąd wiesz, gdzie
mieszkam? Nawet Ewa nie wie! - jesteś bliska płaczu.
- Możesz mi
w końcu powiedzieć prawdę, co się dzieje?
- Nie.
- Proszę… Nie
wrócę do Kielc sam, tego możesz być pewna.
- Chyba
żartujesz? Pewien, to możesz być, że nigdzie z tobą nie jadę.
- Nie wiem
dlaczego uciekłaś, ale ja nadal chcę być z tobą! Co dzień, to bardziej,
rozumiesz to?
- Ale my nie
możemy być razem, to też zrozum! - już nie kryjesz płaczu. Wartki strumień
płynie po twoich policzkach na szlafrok.
- Dlaczego
nie?
- Bo choruję
na stwardnienie rozsiane! - sparaliżowałaś go. Zostawiasz go zdezorientowanego
przy wejściu odwracasz i idziesz do salonu nie zwracając uwagi, co zrobi.
- Milena,
ale mi to nie przeszkadza. - dosiada się do ciebie na sofę. Jest nadal w szoku,
jednak przemawia przez niego czułość, którą cię obdarzał, gdy byliście na
poważnie razem.
- Michał, ja
prędzej czy później będę na wózku. Nie urodzę ci dziecka, nie będę
pełnosprawna, nie będę mogła wychodzić z tobą na oficjalne spotkanie ani na
zabawy. Moje życie ograniczy się do wegetowania, a nie pozwolę, żeby ktoś
użalał się nade mną, robił coś ze współczucia. - przejeżdżasz dłonią po jego
policzku ciągle płacząc.
- Pamiętasz
co mi obiecałaś, gdy ci wybaczyłem akcję z Przemkiem? - kiwasz przecząco. - Że
nie będziesz nic przede mną ukrywać!?
- Misiu,
proszę wracaj. Prześpij się w hotelu, nie każ mi więcej cierpieć… - szepczesz odwracając
głowę w drugą stronę.
- Nie zostawię
cię, akceptuję cię jaką jesteś. Milena, ja ciebie kocham. - patrzy w twoje
oczy. Wiesz, że jest szczery. Jeszcze nigdy to ważne słowo nie padło z jego ust
w twoim kierunku. Zbliża swoją głowę do twojej. Usta bliżej twoich ust. Oddech miesza
z twoim. Aż w końcu wargi stykają z twoimi.
Nie spodziewałyście
się tego? Musiałam, zbyt wrażliwa jestem. Przepraszam, jeśli kogoś zawiodłam. To
jeszcze nie koniec. Zaległości nadrabiam. Dziękuję za obecność. Telegram stop.
:)