niedziela, 16 listopada 2014

Dwadzieścia dwa. - Ostatni.



Pierwsze dni po narodzinach dziecka są dla matki jednymi z najpiękniejszymi w życiu, lecz nie dla ciebie. Dla ciebie są to jedne z najgorszych i nawet córka nie koi bólu, jaki twoim ciałem rządzi. Źle się czułaś po wybudzeniu z narkozy. Nie mogłaś wziąć Marty na ręce, nie mogłaś karmić, nic nie mogłaś. Błagałaś teściową, by pod nieobecność pielęgniarek położyła ci choć na moment córkę na skraju łóżka. Dopiero trzy tygodnie po porodzie wróciłaś do domu. Nadal byłaś słaba, jednak wyniki były na tyle dobre, że nie musiałaś leżeć w szpitalnym pokoju. Marta została wypisana tydzień wcześniej ze szpitala. Zajmowała się nią mama Michała i Josephina oraz oczywiście Michał, ale on większość czasu starał się spędzać z tobą w szpitalu, byś nie była sama. Z dnia na dzień stawałaś się coraz mocniejsza. Na początku nie miałaś siły, by samodzielnie podnieść się z pozycji leżącej do siedzącej. Teraz znacznie więcej się uśmiechasz. Siłę dają ci bliscy.
Wracasz z łazienki, gdzie z pomocą Michała wykąpałaś się. Nawet w tak błahych czynnościach potrzebujesz czyjejś pomocy. Odczuwasz wstyd. Nie masz na myśli nagości, ból sprawia własna niepełnosprawność czy brak samowystarczalności, do której byłaś przyzwyczajona do czasu, gdy stwardnienie nie przykuło cię do wózka. Leżysz na łóżku, gdy do pokoju wchodzi Josephina z waszą córką na rękach i wkłada ją do łóżeczka stojącego obok ciebie. Dziękujesz jej za pomoc i życzysz dobrej nocy. Parę minut później kładzie się Michał po wzięciu krótkiego prysznica.
- Ciekawe ile razy dzisiejszej nocy będzie się budził nasz głodomorek? - szepcze twój mąż na co się uśmiechasz pod nosem, by chwilę później zamilknąć i ronić łzy. - Milena, co się stało? - zbliża się do ciebie przekładając rękę nad twoją talię.
- Nic. - milczysz chwilę. - Kocham cię tak bardzo. - muskasz Michałowy policzek ozdobiony lekkim zarostem.
- Ja ciebie też kocham, ale powiedz co się stało. - długo nic nie mówisz mimo naporu męża.
- Bo ja nic nie pomagam, jeszcze mnie niańczycie. Dlaczego pozwoliłeś siebie kochać mimo postępu mojej choroby? Dlaczego ja się nie usunęłam, gdy dostałam pierwszy rzut? Jaka ja byłam głupia. Oszczędziłabym cierpienia wszystkim. - mówisz rozżalona odwracając głowę w drugą stronę, gdzie stoi łóżeczko. Michał milczy, jak gdyby układał sobie w głowie, to co powiedziałaś. Z każdą sekundą , utwierdzałaś się w przekonaniu, że masz rację.
- Milena, a kochasz mnie? - pyta poważnie po chwili.
- Przecież wiesz, mówiłam ci przed chwilą. - nie odwracasz głowy, jedynie dłonią przejeżdżasz po drankach od łóżeczka.
- Zabraniam ci myśleć, że jesteś dla nas ciężarem. Jesteś wspaniałą kobietą, której los nie oszczędził, ale twoja choroba nie przesłoniła tego co do ciebie czuje. Gdyby nie ty nie wiem kim byłbym teraz, ale wiem, że na pewno nie miałbym, tak cudownej żony i córki. Jestem ci dozgonnie wdzięczny, że dałaś mi Martę mimo bólu, jaki w czasie ciąży i zaraz po porodzie przechodziłaś, a nikt nie mógł temu zaradzić, by ci ulżyć. Pomagasz przy Marcie na ile jesteś w stanie. Trzymasz ją na rękach, karmisz, pomagasz w kąpieli. Po rehabilitacji będziesz jeszcze sprawniejsza i mam nadzieję, że będziesz mogła z nią chodzić choć kilka kroków. Zrobię wszystko co się da, żeby tak było. - masz wspaniałego męża. Niejedna kobieta może ci zazdrościć. Jest twoim ogromnym wsparciem, a dla ciebie jest w stanie zrobić wszystko. W najbliższym okresie reprezentacyjnym zrezygnował z gry, jednak trener zrozumiał jego decyzję. W tym czasie będzie zajmował córką, gdyż ty będziesz w ośrodku w Dąbku. - Milusia, możesz się odwrócić w moją stronę? - spełniasz jego prośbę. Całuje cię w czoło i każe spać. Obejmujesz michałową szyję i mocno tulisz . - Zgniotę cię za chwilę. - cicho się śmieje, gdy jego ciało opada na twoje.
- Ty możesz mnie zgniatać, tylko nie obudź Martusi. - po chwili czułości zasypiacie na krótki czas, ponieważ obudziła się wasza córka spragniona mleka.

Dwa tygodnie później z pomocą Josephiny pakowałaś się na wyjazd do ośrodka rehabilitacyjnego w  którym spędzisz trzy tygodnie. Od południa nie masz humoru, gdyż ciągle przez głowę przelatuje myśl, że nie będziesz widziała z córką. Z Michałem będziesz codziennie rozmawiała przez telefon, a córki nie zobaczysz, choć mąż ci obiecał, że będzie wysyłał jej zdjęcia. Wczesnym rankiem zbieracie się do wyjazdu. Ze łzami w oczach podjeżdżasz do łóżeczka i głaszcząc główkę córki żegnasz się z nią. Opiekę przejmuje Josephina. Z pomocą Michała opuszczasz dom i wsiadasz do samochodu.
- Mam nadzieję, że jak tutaj wrócę, to o własnych siłach wejdę do domu. - zapinasz pas bezpieczeństwa i ruszacie w blisko czterogodzinną trasę.
Po tygodniu intensywnych ćwiczeń stajesz na nogi i przy pomocy balkoniku robisz kilka kroków. Jesteś ogromnie zmęczona, ale i przeszczęśliwa. Niedziela jest dniem wolnym od ćwiczeń, jednak przyzwyczajona jesteś do wczesnego wstawania. Ubierasz się, włosy spinasz w koczka i opuszczasz pokój, by dojechać na stołówkę. Jeszcze nie odważyłaś się, by dystans około dwudziestu metrów przejść z pomocą kul bez asekuracji drugiej osoby. Zjadasz śniadanie i jedziesz do kaplicy na mszę. Spotykasz się na kawie z kilkoma osobami, które również są na turnusie i walczą ze stwardnieniem jak ty. Około południa wracasz do pokoju. Kładziesz się na łóżku i myślisz o swoim życiu, lecz niezbyt długo, gdyż ktoś puka do drzwi. Kilka sekund później wchodzą do pomieszczenia twoi goście. Wyjątkowi goście. Michał z córką na rękach, teściowa i Ewa. Podnosisz się do pozycji siedzącej i szeroko uśmiechasz. Twój mąż podaje ci córkę na ręce i wita krótkim pocałunkiem. Obejmujesz jedną ręką na powitanie mamę oraz Ewę .
- Moja maleńka Martusia. Mamusia tęskniła za Kwiatuszkiem. - całujesz jej dłoń, a dziewczynka bacznie ci się przygląda. Kilka dni cię nie widziała i nie rozpoznaje twojej osoby, gdyż zaczyna płakać. Tulisz ją i kołyszesz na rękach, a ona po chwili się uspokaja. Bliscy zdają ci relację z tego, co się dzieje w Kielcach, Krakowie oraz Kościanie. Jesteś zadowolona z ich niespodziewanej wizyty, jednak czas szybko biegnie i muszą wracać do siebie, ponieważ czeka ich długa podróż. Najbardziej ci żal rozstania z mężem i córką. Mama i przyjaciółka wychodzą z pokoju, a ty zostajesz z dwoma najważniejszymi osobami w twoim życiu. Chwilę później ostatni raz czujesz usta Michała na swoich i ostatni raz całujesz córeczkę w czółko i rączkę.
Od poniedziałku wracasz do ciężkich ćwiczeń, ale z każdym kolejnym dniem czujesz się pewniej, a to jest świetnym prognostykiem. W środę wieczorem przyjeżdża Michał do ośrodka w którym przebywasz. Zaskakuje cię jego wizyta, ponieważ nic nie wspominał, że planuje przyjechać, tym bardziej, że za trzy dni kończysz rehabilitację. Masz wrażenie, że coś się stało, gdyż nie jest uśmiechnięty jak zwykle. Stara się unosić kąciki ust ku górze, ale nie robi tego naturalnie. Pokazuje ci na komórce zdjęcia Marty, jednak jest wyraźnie zmartwiony, spięty, blady, a także podenerwowany. Każda twoja próba podpytania co się dzieje kończyła brakiem odpowiedzi. W końcu, gdy trzymał cię w objęciach przekazał smutną wiadomość, jaką była śmierć Anny. Długo szlochałaś w jego ramię, jednak musiał opuścić budynek ośrodka. Obiecał, że jak tylko dojedzie do domu, to zadzwoni i będziecie mogli porozmawiać. Nie chciałaś rozmawiać. Odrzuciłaś połączenie i napisałaś krótkiego smsa, że próbujesz zasnąć. Tak naprawdę całą noc nie spałaś. W sobotę powinnaś opuścić ośrodek, jednak po konsultacji z dyrekcją decydujesz się wyjechać w piątek po popołudniowych zajęciach, gdyż pogrzeb babci jest w sobotę. Pakujesz walizkę i czekasz na Michała, który po treningu ma po ciebie przyjechać. Zjawia się dopiero po dwudziestej drugiej. Wynosi do samochodu twoje bagaże oraz złożony wózek inwalidzki, a tobie zostawia dwie kule. Zapinasz kurtkę i powoli z ich pomocą opuszczasz ośrodek. W drodze do Kielc zasypiasz. Dopiero pod domem w Kielcach budzi cię Michał. Bierze cię na ręce i wnosi do domu. W kuchni czeka już Josephina z filiżanką gorącej herbaty. Jedyne o czym marzysz obecnie, to zobaczyć własną córkę. Za chwilę wchodzi twój mąż informując, że przyniósł walizkę, wózek i kule. Ostatecznie decydujesz się skorzystać z jego silnych ramion, ponieważ stukotem kul nie chcesz obudzić Marty. Kładziesz się do łóżka, jednak nie potrafisz zamknąć oczu. Ciągle myślisz o tym co się stanie za niecałe dwanaście godzin. Michał widząc, że się kręcisz na łóżku przysuwa się do ciebie i obejmuje. Kładziesz głowę na jego ramieniu i cichutko płaczesz. Nad ranem zasypiasz, lecz na chwilę, gdyż budzi się wasza córka stęskniona za mlekiem. Podnosisz się do pozycji siedzącej, Michał podaje ci waszą kruszynę na ręce i idzie przygotować butelkę.
Po dziewiątej jedziecie na południe do Nowego Sącza, gdzie ostatni raz pożegnasz swoją babcię, która wychowywała cię, jak córkę. Nawet w papierach tak figurowała. Do kościoła weszłaś z pomocą kul i zajęłaś miejsce w jednej z ławek. Na cmentarz jechałaś na wózku pchana przez męża. Wtopiliście się w tłum ludzi, gdyż nie chciałaś wzbudzać sensacji.
Długo po pogrzebie nie mogłaś dojść do siebie. Długo płakałaś. Byłaś wdzięczna Bogu, że postawił na twojej drodze Michała, który mimo swoich wad jest najwspanialszym mężczyzną jakiego mogłaś pokochać. Jesteś wdzięczna, że mimo choroby dał ci cieszyć się cudem, jakim jest wasza córka. Kiedyś, Go obwiniałaś dlaczego, to właśnie ciebie obarczył takim cierpieniem, dzisiaj wiesz, że dzięki tej chorobie doceniłaś taką wartość, jak miłość. Genetyczne cierpienie pozwoliło ci poznać smak bezinteresownej miłości, macierzyństwa i cieszenia każdym dniem.
Dalej uczęszczałaś na rehabilitację do pobliskiego ośrodka trzy razy w tygodniu. Psychicznie także czułaś znacznie lepiej, choć zdarzały się gorsze dni. Popołudniu Josephina wyszła na miasto, a ty zostałaś sama z mężem i dzieckiem. Siedzicie wygodnie w salonie i oglądacie jakiś naukowy program do czasu aż obudziła się wasza córka. Wstajesz i wyciągasz Martę z wózka. Od kilku dni po domu poruszasz się bez pomocy kul. Nie są to długie dystanse, zaledwie kilkumetrowe. Siedzisz z Martą w fotelu i bawisz zabawkami. Wasza córka skończyła już sześć miesięcy i nie śpi tyle godzin co dawniej.
- Milena, czym się martwisz? - pyta Michał, gdy zauważył, że uśmiech nagle zniknął z twojej twarzy.
- Że też będę musiała was zostawić… - znowu wracają myśli związane ze śmiercią babci. Natychmiast łzy się zbierają w oczodołach. Piłkarz wzdycha głośno, kładzie Martę na dywanie pełnym klocków, a tobie podaje rękę i każe usiąść na sofie.
- Milusia, mówiłem ci to już sto razy i powiem sto pierwszy. Twoja babcia nie zmarła z powodu stwardnienia, tylko dostała zawał i niestety nie dało jej się uratować. Doskwierała jej miażdżyca i nadciśnienie.
- Nie wyobrażam sobie, że was zostawię, że Martusia nie będzie miała mamy.
- Przestań, tak myśleć. Będziesz z nami zawsze. - długo patrzycie sobie w oczy. Podnosisz dłoń i wplątujesz w michałową czuprynę. Zbliżacie swoje głowy, by je złączyć w pełnym miłości pocałunku, który przeradza się w następny.
- Chciałabym się z tobą kochać teraz, zaraz, ale mamy Martę na stanie. - spuszczasz speszony wzrok.
- Jak wróci Josephina, to zawsze mogę ci pomóc w kąpieli. - uśmiecha się, gdy twoje policzka zachodzą rumieńcem. Bierzecie córkę na sofę i słuchacie jej gaworzenia.

Pięć miesięcy później ponownie starasz się o wszelkie urzędowe pozwolenia, by wynająć pomieszczenie, które będzie służyło za gabinet do porad dietetycznych. Chcesz wrócić do pracy, do życia w ruchu. Chcesz pomagać innym, tak, jak inni pomogli tobie. Wyszłaś z psychicznego dołka, a swoją energią chcesz zarażać innych. Marta dzielnie stawia kroczki i jest waszą ogromną pociechą. Jesteś zła na siebie, że gdy dowiedziałaś się o ciąży, miałaś różne myśli z nią związane. Przez głowę przeleciało, by pozbyć się dziecka, bo nie wiedziałaś, jak sobie poradzisz będąc na wózku. Teraz wiesz, że gdybyś do tego dopuściła zniszczyłabyś swoje życie. Nie wiesz czy potrafiłabyś do dzisiaj patrzeć na siebie w lustrze. Wracasz z pracy i od razu kierujesz do salonu, gdzie wasza córka bawi się z Josephiną. Wyciągasz z torebki biszkopty i dajesz małemu łakomczuszkowi. Michał wyjechał z drużyną do Gdańska, gdzie zagra mecz ligowy z miejscową drużyną. Spotkanie będzie transmitowane w telewizji, więc idziesz wziąć szybki prysznic, by zdążyć na mecz. Oczywiście mając małe dziecko, nie jesteś w stanie w zupełności oddać się transmisji, tylko musisz bawić się z córką. Josephina chciała cię wyręczyć, jednak to ty chcesz spędzić z małą jak najwięcej czasu, gdyż nie ma cię w ciągu dnia około siedmiu godzin, gdy jesteś w pracy. Czujesz się dobrze. Korzystasz z wózka, gdyż dłuższych dystansów sama nie pokonasz, jednak starasz się jak najwięcej za pomocą kul, a kilka metrów przejdziesz bez pomocy podpórek.
Któregoś wolnego dnia Michał postanowił spełnić marzenie Marty, która stała się jego oczkiem w głowie i pojechaliście kupić psa. Zdecydowaliście się na Leonberga, który dostał imię Szopen. Pies ten nadaje się przy małym dziecku, a nawet jest świetnym towarzyszem zabaw. Spokojny, a przede wszystkim cierpliwy. Wieczorem pomogłaś Michałowi wykąpać Martę i położyłaś się. Dzisiaj zdecydowanie przeceniłaś swoje nogi. Zażyłaś środki przeciwbólowe, lecz mrowienie nie ustępuje.
- Michaś, możesz położyć Martę na łóżku między nami? - prosisz męża, gdy wszedł do sypialni z córką na rękach.
- Coś się stało? - pyta z troską. Zbywasz go. Przekręcasz głowę w stronę córki i męża i pozwalasz waszej pociesze bawić twoimi palcami. Uśmiechasz się co chwilę widząc jej roześmianą twarz. Michał łączy wasze dłonie dodając ci sił. Jest twoim wielkim oparciem. Jest osobą, dzięki której cieszysz się życiem, dzięki której nie myślisz ile złego cię spotkało, ale ile dobrego może cię spotkać. Kocha cię bez zasad, bez warunków, mimo niepełnosprawności. Masz po swojej prawicy dwa największe skarby. Dwie osoby, które kochasz bez granic. Jedną spotkaną przypadkowo w szpitalu, gdy siedziałaś przy Sebku. Drugą, która jest waszym cudem. 
Drużyna  3xM. Michał, Milena i Marta. Rodzina Jureckich.

W całym życiu, każdy z nas poznaje jedną, jedyną taką osobę, która się staje naszym ideałem. Oddajemy jej całego siebie. Oddajemy jej myśli, serce, wszystko. Nieważne ile osób poznamy wcześniej czy później, ona jedyna  będzie zawsze miała szczególne miejsce w naszym sercu i pamięci. Będzie wyjątkowa i nigdy nie oddamy już serca innej osobie. Dla ciebie Milena tą jedną, jedyną osobą jest Michał. A wraz z nim wasza córka, która jest częścią was.
Od czterech lat nie dostałaś rzutu, jednak ciągle żyjesz, jak na tykającej bombie i nie wiesz kiedy nastąpi jej eksplozja. Czujesz się raz lepiej raz gorzej. Najważniejsze, że masz wsparcie, masz dla kogo żyć.

Nie każda choroba jest dla nas wyrokiem śmierci. Ze wszystkim trzeba walczyć do końca, a gdy upadniemy musimy wstać. Zawsze możemy przegrać bitwę, ale nie wojnę. Nie możesz się poddać. Pamiętaj!
 
 * * *
                                                              
 
Długo. Dobrnęłyście ze mną do końca tej historii za co jestem Wam ogromnie wdzięczna. Historia dla mnie szczególna. Dzięki niej poznałam kilka nowych osób, a zawsze sobie cenię, że dzięki blogom mogę poznać osoby, które czasem utożsamiają się z problemami w nich zawartymi.
Chciałabym pozdrowić Gosię i napisać, że życzę Ci dużo wytrwałości, zdrowia i szczęścia.
Nie wiem kiedy ruszę z Pawłem i Patrykiem, nie wiem czy w ogóle, ale na ile znam siebie, to pewnie napiszę, dlatego nie żegnam się jeszcze całkowicie. 
Śledźcie aska, a kto ma ze mną kontakt, to może pytać. Ogólnie, jeśli ktoś chce o coś spytać, to piszcie - kontakt.
Chciałabym Wam bardzo podziękować, że niektóre z Was wytrwały od początku do końca.
Proszę odezwijcie się choć ten ostatni raz, jeśli nie robiłyście tego wcześniej. Nawet jeśli tutaj traficie za tydzień, miesiąc, rok.
Dziękuję za każde słowo, komentarz, wejście.
Ściskam, Coquette.

10 komentarzy:

  1. normalnie wyłabym, ale dzisiaj nie jest to mój dzień na płacz. To zakończenie jest nieszczególnie szczęśliwe. Nie wiem czy mój nastrój mnie myli, czy tak naprawdę jest, ale mimo tego, że Milena poradziła sobie z chorobą i dzięki wytrwałości zdołała zahamować jej postęp to w dalszym ciągu żyje ze świadomością, że to może wrócić. Podziwiam Michała za jego wytrwałość. Wielu zwiałoby na jego miejscu, a on dzielnie trwał przy swojej ukochanej. Nie wiem co jeszcze mogłabym napisać. Smutno mi, że to już koniec, bo kompletnie się tego nie spodziewałam. Ale przecież wszystko ma swój koniec, co z resztą pokazałaś przez śmierć babcie Mileny. Dzięki za tę historię. Sama mam w rodzinie osobę, która zachorowała na stwardnienie rozsiane i widzę jak wiele wysiłku wymaga walka z tym paskudnym czymś, co tak naprawdę jest nieuleczalne. Straszna choroba. Nie żegnam się z tobą, bo wiem, że prędzej czy później spotkamy się na jakimś blogu. Do zobaczenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem dumna.
    Z Ciebie, że tak skończyłaś.
    Z Mileny, że nie poddała się i walczy do końca, o rodzinę, o siebie, o zdrowie. Z Michała, bo jej w tym pomaga. Z nich, bo się kochają i będą kochać.
    Dziękuję za to opowiadanie, bo tak naprawdę, gdyby nie ono to byśmy się nie poznały, no nie?
    Czekam na kolejne w Twoim wykonaniu i pozdrawiam cieplutko <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam od początku jestem do teraz
    Dziękuję za niesamowite opowiadanie jakoś nigdy nie przełamałam się aby dodać komentarz:P
    P.

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam i czytałam. Dziękuje za to opowiadanie które daje dużo do myślenia i innego spojrzenia na otaczających nas ludzi :)
    Pozdrawiam Agata :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Po przeczytaniu mam całkowitą pustkę w głowie nie wiem co napisać, ale jak nie zrobię tego teraz to zapomnę co przeczytałam i będzie mi jeszcze gorzej sformułować komentarz.
    Ciesze się, że Milena mimo przeciwności losu ma kochającego męża i córkę. Założyła kochającą się rodzinę i tylko choroba, Stwardnienie Rozsiane nie pasuje do tego wszystko. Jednak walczy z chorobą i się nie poddaje, bo ma dla kogo.
    Nie wiem co mam więcej napisać poza tym, że dziękuję za tą historię i czekam na następne :*

    OdpowiedzUsuń
  6. byłąm i czytałam każdy wpis :) mam nadzieję, ze dasz mi znac jak zaczniesz pisać coś nowego :)
    dziękuję za tak wspaniałą historię :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że Milena nie zostawiła bliskich tylko walczyła. Jest teraz szczęśliwa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Na początku chcę Cię przeprosić, że tak długo tu nie docierałam, jednak wreszcie dotarłam.
    Nawet nie wiesz, jak bardzo podoba mi się końcówka tej historii, ten cały morał, który płynie z tej historii, te kilka ostatnich zdań, które zabraniają poddania się, nie podjęcia walki. Ta historia byłaby odpowiednia dla osoby, która jest w podobnej sytuacji jak Milena.
    To dla mnie bardzo budujące, że Milena się nie poddała, że jej czarne myśli nie doszły do skutku. Teraz wiem, że poradzi sobie, że wszystkie niepowodzenia już niczego nie zmienią, że wytrwa przy Michale i Marce.
    Dziękuję. Po prostu :)
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Spłakałam się jak Bóbr, w czym dodatkowo dopomogła mi cebula. :P
    Piękne zakończenie z happy endem, ale takim życiowym.
    Milena ma piękne życie, córkę i kochającego męża. Wszelkie niepowodzenia i doświadczenia losowe są po coś, by czegoś nauczyć, by zabrać, a później dostać za to rekompensatę. Ma dla kogo i po co żyć, choć ciężko jej funkcjonować z chorobą na co dzień - walczy.
    Przed Nimi niepewna przyszłość i doceniają bardziej to, co mają. Z jednej strony to dobra opcja, nie ma życiowej nudy i nikomu nie odbija.
    Morał na końcu bardzo życiowy, ponadczasowy i przydatny każdemu! Powinniśmy trzymać się kurczowo tej dywizy, wszyscy, bez wyjątku!
    Ściskam Cię Kochana i wpadam niedługo na Patryka! ;*
    Happ ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Dopiero dzisiaj udało mi się nadrobić czytanie. Cieszę się, że wszystko tak dobrze się skończyło bo cała trójka stanowi naprawdę fajny i zgrany zespół :) oczywiście czekam na początek kolejnych historii i mam nadzieję, że tak jak piszesz dostarczysz nam nowych, fantastycznych opowiadań :)
    Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie, dziękuję za wspaniałą historię i czekam na następne :D
    A.

    OdpowiedzUsuń