Pierwsze dni
po narodzinach dziecka są dla matki jednymi z najpiękniejszymi w życiu, lecz
nie dla ciebie. Dla ciebie są to jedne z najgorszych i nawet córka nie koi
bólu, jaki twoim ciałem rządzi. Źle się czułaś po wybudzeniu z narkozy. Nie
mogłaś wziąć Marty na ręce, nie mogłaś karmić, nic nie mogłaś. Błagałaś
teściową, by pod nieobecność pielęgniarek położyła ci choć na moment córkę na
skraju łóżka. Dopiero trzy tygodnie po porodzie wróciłaś do domu. Nadal byłaś
słaba, jednak wyniki były na tyle dobre, że nie musiałaś leżeć w szpitalnym
pokoju. Marta została wypisana tydzień wcześniej ze szpitala. Zajmowała się nią
mama Michała i Josephina oraz oczywiście Michał, ale on większość czasu starał
się spędzać z tobą w szpitalu, byś nie była sama. Z dnia na dzień stawałaś się
coraz mocniejsza. Na początku nie miałaś siły, by samodzielnie podnieść się z
pozycji leżącej do siedzącej. Teraz znacznie więcej się uśmiechasz. Siłę dają
ci bliscy.
Wracasz z
łazienki, gdzie z pomocą Michała wykąpałaś się. Nawet w tak błahych
czynnościach potrzebujesz czyjejś pomocy. Odczuwasz wstyd. Nie masz na myśli
nagości, ból sprawia własna niepełnosprawność czy brak samowystarczalności, do
której byłaś przyzwyczajona do czasu, gdy stwardnienie nie przykuło cię do
wózka. Leżysz na łóżku, gdy do pokoju wchodzi Josephina z waszą córką na rękach
i wkłada ją do łóżeczka stojącego obok ciebie. Dziękujesz jej za pomoc i
życzysz dobrej nocy. Parę minut później kładzie się Michał po wzięciu krótkiego
prysznica.
- Ciekawe
ile razy dzisiejszej nocy będzie się budził nasz głodomorek? - szepcze twój mąż
na co się uśmiechasz pod nosem, by chwilę później zamilknąć i ronić łzy. -
Milena, co się stało? - zbliża się do ciebie przekładając rękę nad twoją talię.
- Nic. - milczysz
chwilę. - Kocham cię tak bardzo. - muskasz Michałowy policzek ozdobiony lekkim
zarostem.
- Ja ciebie
też kocham, ale powiedz co się stało. - długo nic nie mówisz mimo naporu męża.
- Bo ja nic
nie pomagam, jeszcze mnie niańczycie. Dlaczego pozwoliłeś siebie kochać mimo
postępu mojej choroby? Dlaczego ja się nie usunęłam, gdy dostałam pierwszy
rzut? Jaka ja byłam głupia. Oszczędziłabym cierpienia wszystkim. - mówisz
rozżalona odwracając głowę w drugą stronę, gdzie stoi łóżeczko. Michał milczy,
jak gdyby układał sobie w głowie, to co powiedziałaś. Z każdą sekundą ,
utwierdzałaś się w przekonaniu, że masz rację.
- Milena, a
kochasz mnie? - pyta poważnie po chwili.
- Przecież
wiesz, mówiłam ci przed chwilą. - nie odwracasz głowy, jedynie dłonią przejeżdżasz
po drankach od łóżeczka.
- Zabraniam
ci myśleć, że jesteś dla nas ciężarem. Jesteś wspaniałą kobietą, której los nie
oszczędził, ale twoja choroba nie przesłoniła tego co do ciebie czuje. Gdyby
nie ty nie wiem kim byłbym teraz, ale wiem, że na pewno nie miałbym, tak
cudownej żony i córki. Jestem ci dozgonnie wdzięczny, że dałaś mi Martę mimo
bólu, jaki w czasie ciąży i zaraz po porodzie przechodziłaś, a nikt nie mógł
temu zaradzić, by ci ulżyć. Pomagasz przy Marcie na ile jesteś w stanie.
Trzymasz ją na rękach, karmisz, pomagasz w kąpieli. Po rehabilitacji będziesz
jeszcze sprawniejsza i mam nadzieję, że będziesz mogła z nią chodzić choć kilka
kroków. Zrobię wszystko co się da, żeby tak było. - masz wspaniałego męża.
Niejedna kobieta może ci zazdrościć. Jest twoim ogromnym wsparciem, a dla
ciebie jest w stanie zrobić wszystko. W najbliższym okresie reprezentacyjnym
zrezygnował z gry, jednak trener zrozumiał jego decyzję. W tym czasie będzie
zajmował córką, gdyż ty będziesz w ośrodku w Dąbku. - Milusia, możesz się
odwrócić w moją stronę? - spełniasz jego prośbę. Całuje cię w czoło i każe
spać. Obejmujesz michałową szyję i mocno tulisz . - Zgniotę cię za chwilę. -
cicho się śmieje, gdy jego ciało opada na twoje.
- Ty możesz
mnie zgniatać, tylko nie obudź Martusi. - po chwili czułości zasypiacie na
krótki czas, ponieważ obudziła się wasza córka spragniona mleka.
Dwa tygodnie
później z pomocą Josephiny pakowałaś się na wyjazd do ośrodka rehabilitacyjnego
w którym spędzisz trzy tygodnie. Od
południa nie masz humoru, gdyż ciągle przez głowę przelatuje myśl, że nie
będziesz widziała z córką. Z Michałem będziesz codziennie rozmawiała przez
telefon, a córki nie zobaczysz, choć mąż ci obiecał, że będzie wysyłał jej
zdjęcia. Wczesnym rankiem zbieracie się do wyjazdu. Ze łzami w oczach
podjeżdżasz do łóżeczka i głaszcząc główkę córki żegnasz się z nią. Opiekę
przejmuje Josephina. Z pomocą Michała opuszczasz dom i wsiadasz do samochodu.
- Mam
nadzieję, że jak tutaj wrócę, to o własnych siłach wejdę do domu. - zapinasz
pas bezpieczeństwa i ruszacie w blisko czterogodzinną trasę.
Po tygodniu
intensywnych ćwiczeń stajesz na nogi i przy pomocy balkoniku robisz kilka
kroków. Jesteś ogromnie zmęczona, ale i przeszczęśliwa. Niedziela jest dniem
wolnym od ćwiczeń, jednak przyzwyczajona jesteś do wczesnego wstawania.
Ubierasz się, włosy spinasz w koczka i opuszczasz pokój, by dojechać na
stołówkę. Jeszcze nie odważyłaś się, by dystans około dwudziestu metrów przejść
z pomocą kul bez asekuracji drugiej osoby. Zjadasz śniadanie i jedziesz do
kaplicy na mszę. Spotykasz się na kawie z kilkoma osobami, które również są na
turnusie i walczą ze stwardnieniem jak ty. Około południa wracasz do pokoju.
Kładziesz się na łóżku i myślisz o swoim życiu, lecz niezbyt długo, gdyż ktoś
puka do drzwi. Kilka sekund później wchodzą do pomieszczenia twoi goście.
Wyjątkowi goście. Michał z córką na rękach, teściowa i Ewa. Podnosisz się do
pozycji siedzącej i szeroko uśmiechasz. Twój mąż podaje ci córkę na ręce i wita
krótkim pocałunkiem. Obejmujesz jedną ręką na powitanie mamę oraz Ewę .
- Moja
maleńka Martusia. Mamusia tęskniła za Kwiatuszkiem. - całujesz jej dłoń, a
dziewczynka bacznie ci się przygląda. Kilka dni cię nie widziała i nie
rozpoznaje twojej osoby, gdyż zaczyna płakać. Tulisz ją i kołyszesz na rękach,
a ona po chwili się uspokaja. Bliscy zdają ci relację z tego, co się dzieje w
Kielcach, Krakowie oraz Kościanie. Jesteś zadowolona z ich niespodziewanej
wizyty, jednak czas szybko biegnie i muszą wracać do siebie, ponieważ czeka ich
długa podróż. Najbardziej ci żal rozstania z mężem i córką. Mama i przyjaciółka
wychodzą z pokoju, a ty zostajesz z dwoma najważniejszymi osobami w twoim
życiu. Chwilę później ostatni raz czujesz usta Michała na swoich i ostatni raz
całujesz córeczkę w czółko i rączkę.
Od
poniedziałku wracasz do ciężkich ćwiczeń, ale z każdym kolejnym dniem czujesz
się pewniej, a to jest świetnym prognostykiem. W środę wieczorem przyjeżdża
Michał do ośrodka w którym przebywasz. Zaskakuje cię jego wizyta, ponieważ nic
nie wspominał, że planuje przyjechać, tym bardziej, że za trzy dni kończysz
rehabilitację. Masz wrażenie, że coś się stało, gdyż nie jest uśmiechnięty jak
zwykle. Stara się unosić kąciki ust ku górze, ale nie robi tego naturalnie.
Pokazuje ci na komórce zdjęcia Marty, jednak jest wyraźnie zmartwiony, spięty,
blady, a także podenerwowany. Każda twoja próba podpytania co się dzieje
kończyła brakiem odpowiedzi. W końcu, gdy trzymał cię w objęciach przekazał
smutną wiadomość, jaką była śmierć Anny. Długo szlochałaś w jego ramię, jednak
musiał opuścić budynek ośrodka. Obiecał, że jak tylko dojedzie do domu, to
zadzwoni i będziecie mogli porozmawiać. Nie chciałaś rozmawiać. Odrzuciłaś
połączenie i napisałaś krótkiego smsa, że próbujesz zasnąć. Tak naprawdę całą
noc nie spałaś. W sobotę powinnaś opuścić ośrodek, jednak po konsultacji z
dyrekcją decydujesz się wyjechać w piątek po popołudniowych zajęciach, gdyż
pogrzeb babci jest w sobotę. Pakujesz walizkę i czekasz na Michała, który po
treningu ma po ciebie przyjechać. Zjawia się dopiero po dwudziestej drugiej.
Wynosi do samochodu twoje bagaże oraz złożony wózek inwalidzki, a tobie
zostawia dwie kule. Zapinasz kurtkę i powoli z ich pomocą opuszczasz ośrodek. W
drodze do Kielc zasypiasz. Dopiero pod domem w Kielcach budzi cię Michał.
Bierze cię na ręce i wnosi do domu. W kuchni czeka już Josephina z filiżanką
gorącej herbaty. Jedyne o czym marzysz obecnie, to zobaczyć własną córkę. Za
chwilę wchodzi twój mąż informując, że przyniósł walizkę, wózek i kule. Ostatecznie
decydujesz się skorzystać z jego silnych ramion, ponieważ stukotem kul nie
chcesz obudzić Marty. Kładziesz się do łóżka, jednak nie potrafisz zamknąć
oczu. Ciągle myślisz o tym co się stanie za niecałe dwanaście godzin. Michał
widząc, że się kręcisz na łóżku przysuwa się do ciebie i obejmuje. Kładziesz
głowę na jego ramieniu i cichutko płaczesz. Nad ranem zasypiasz, lecz na
chwilę, gdyż budzi się wasza córka stęskniona za mlekiem. Podnosisz się do
pozycji siedzącej, Michał podaje ci waszą kruszynę na ręce i idzie przygotować
butelkę.
Po
dziewiątej jedziecie na południe do Nowego Sącza, gdzie ostatni raz pożegnasz
swoją babcię, która wychowywała cię, jak córkę. Nawet w papierach tak
figurowała. Do kościoła weszłaś z pomocą kul i zajęłaś miejsce w jednej z
ławek. Na cmentarz jechałaś na wózku pchana przez męża. Wtopiliście się w tłum
ludzi, gdyż nie chciałaś wzbudzać sensacji.
Długo po
pogrzebie nie mogłaś dojść do siebie. Długo płakałaś. Byłaś wdzięczna Bogu, że
postawił na twojej drodze Michała, który mimo swoich wad jest najwspanialszym
mężczyzną jakiego mogłaś pokochać. Jesteś wdzięczna, że mimo choroby dał ci
cieszyć się cudem, jakim jest wasza córka. Kiedyś, Go obwiniałaś dlaczego, to
właśnie ciebie obarczył takim cierpieniem, dzisiaj wiesz, że dzięki tej chorobie
doceniłaś taką wartość, jak miłość. Genetyczne
cierpienie pozwoliło ci poznać smak bezinteresownej miłości, macierzyństwa
i cieszenia każdym dniem.
Dalej
uczęszczałaś na rehabilitację do pobliskiego ośrodka trzy razy w tygodniu.
Psychicznie także czułaś znacznie lepiej, choć zdarzały się gorsze dni.
Popołudniu Josephina wyszła na miasto, a ty zostałaś sama z mężem i dzieckiem.
Siedzicie wygodnie w salonie i oglądacie jakiś naukowy program do czasu aż
obudziła się wasza córka. Wstajesz i wyciągasz Martę z wózka. Od kilku dni po
domu poruszasz się bez pomocy kul. Nie są to długie dystanse, zaledwie
kilkumetrowe. Siedzisz z Martą w fotelu i bawisz zabawkami. Wasza córka
skończyła już sześć miesięcy i nie śpi tyle godzin co dawniej.
- Milena,
czym się martwisz? - pyta Michał, gdy zauważył, że uśmiech nagle zniknął z
twojej twarzy.
- Że też
będę musiała was zostawić… - znowu wracają myśli związane ze śmiercią babci.
Natychmiast łzy się zbierają w oczodołach. Piłkarz wzdycha głośno, kładzie
Martę na dywanie pełnym klocków, a tobie podaje rękę i każe usiąść na sofie.
- Milusia,
mówiłem ci to już sto razy i powiem sto pierwszy. Twoja babcia nie zmarła z
powodu stwardnienia, tylko dostała zawał i niestety nie dało jej się uratować. Doskwierała
jej miażdżyca i nadciśnienie.
- Nie
wyobrażam sobie, że was zostawię, że Martusia nie będzie miała mamy.
- Przestań,
tak myśleć. Będziesz z nami zawsze. - długo patrzycie sobie w oczy. Podnosisz
dłoń i wplątujesz w michałową czuprynę. Zbliżacie swoje głowy, by je złączyć w
pełnym miłości pocałunku, który przeradza się w następny.
- Chciałabym
się z tobą kochać teraz, zaraz, ale mamy Martę na stanie. - spuszczasz speszony
wzrok.
- Jak wróci
Josephina, to zawsze mogę ci pomóc w kąpieli. - uśmiecha się, gdy twoje
policzka zachodzą rumieńcem. Bierzecie córkę na sofę i słuchacie jej
gaworzenia.
Pięć
miesięcy później ponownie starasz się o wszelkie urzędowe pozwolenia, by
wynająć pomieszczenie, które będzie służyło za gabinet do porad dietetycznych. Chcesz
wrócić do pracy, do życia w ruchu. Chcesz pomagać innym, tak, jak inni pomogli
tobie. Wyszłaś z psychicznego dołka, a swoją energią chcesz zarażać innych.
Marta dzielnie stawia kroczki i jest waszą ogromną pociechą. Jesteś zła na
siebie, że gdy dowiedziałaś się o ciąży, miałaś różne myśli z nią związane.
Przez głowę przeleciało, by pozbyć się dziecka, bo nie wiedziałaś, jak sobie
poradzisz będąc na wózku. Teraz wiesz, że gdybyś do tego dopuściła
zniszczyłabyś swoje życie. Nie wiesz czy potrafiłabyś do dzisiaj patrzeć na siebie
w lustrze. Wracasz z pracy i od razu kierujesz do salonu, gdzie wasza córka
bawi się z Josephiną. Wyciągasz z torebki biszkopty i dajesz małemu
łakomczuszkowi. Michał wyjechał z drużyną do Gdańska, gdzie zagra mecz ligowy z
miejscową drużyną. Spotkanie będzie transmitowane w telewizji, więc idziesz
wziąć szybki prysznic, by zdążyć na mecz. Oczywiście mając małe dziecko, nie
jesteś w stanie w zupełności oddać się transmisji, tylko musisz bawić się z
córką. Josephina chciała cię wyręczyć, jednak to ty chcesz spędzić z małą jak
najwięcej czasu, gdyż nie ma cię w ciągu dnia około siedmiu godzin, gdy jesteś
w pracy. Czujesz się dobrze. Korzystasz z wózka, gdyż dłuższych dystansów sama
nie pokonasz, jednak starasz się jak najwięcej za pomocą kul, a kilka metrów przejdziesz
bez pomocy podpórek.
Któregoś
wolnego dnia Michał postanowił spełnić marzenie Marty, która stała się jego
oczkiem w głowie i pojechaliście kupić psa. Zdecydowaliście się na Leonberga,
który dostał imię Szopen. Pies ten nadaje się przy małym dziecku, a nawet jest
świetnym towarzyszem zabaw. Spokojny, a przede wszystkim cierpliwy. Wieczorem
pomogłaś Michałowi wykąpać Martę i położyłaś się. Dzisiaj zdecydowanie
przeceniłaś swoje nogi. Zażyłaś środki przeciwbólowe, lecz mrowienie nie
ustępuje.
- Michaś,
możesz położyć Martę na łóżku między nami? - prosisz męża, gdy wszedł do
sypialni z córką na rękach.
- Coś się
stało? - pyta z troską. Zbywasz go. Przekręcasz głowę w stronę córki i męża i
pozwalasz waszej pociesze bawić twoimi palcami. Uśmiechasz się co chwilę widząc
jej roześmianą twarz. Michał łączy wasze dłonie dodając ci sił. Jest twoim
wielkim oparciem. Jest osobą, dzięki której cieszysz się życiem, dzięki której
nie myślisz ile złego cię spotkało, ale ile dobrego może cię spotkać. Kocha cię
bez zasad, bez warunków, mimo niepełnosprawności. Masz po swojej prawicy dwa
największe skarby. Dwie osoby, które kochasz bez granic. Jedną spotkaną
przypadkowo w szpitalu, gdy siedziałaś przy Sebku. Drugą, która jest waszym
cudem.
Drużyna 3xM. Michał,
Milena i Marta. Rodzina Jureckich.
W całym
życiu, każdy z nas poznaje jedną, jedyną taką osobę, która się staje naszym
ideałem. Oddajemy jej całego siebie. Oddajemy jej myśli, serce, wszystko. Nieważne
ile osób poznamy wcześniej czy później, ona jedyna będzie zawsze miała szczególne miejsce w
naszym sercu i pamięci. Będzie wyjątkowa i nigdy nie oddamy już serca innej
osobie. Dla ciebie Milena tą jedną, jedyną osobą jest Michał. A wraz z nim
wasza córka, która jest częścią was.
Od czterech
lat nie dostałaś rzutu, jednak ciągle żyjesz, jak na tykającej bombie i nie
wiesz kiedy nastąpi jej eksplozja. Czujesz się raz lepiej raz gorzej. Najważniejsze,
że masz wsparcie, masz dla kogo żyć.
Nie każda choroba jest dla nas wyrokiem śmierci. Ze wszystkim
trzeba walczyć do końca, a gdy upadniemy musimy wstać. Zawsze możemy przegrać
bitwę, ale nie wojnę. Nie możesz się poddać. Pamiętaj!
* * *
Długo. Dobrnęłyście ze mną do końca tej historii za co jestem Wam
ogromnie wdzięczna. Historia dla mnie szczególna. Dzięki niej poznałam kilka
nowych osób, a zawsze sobie cenię, że dzięki blogom mogę poznać osoby, które
czasem utożsamiają się z problemami w nich zawartymi.
Chciałabym pozdrowić Gosię i napisać, że życzę Ci dużo
wytrwałości, zdrowia i szczęścia.
Nie wiem kiedy ruszę z Pawłem i Patrykiem, nie wiem czy w
ogóle, ale na ile znam siebie, to pewnie napiszę, dlatego nie żegnam się jeszcze całkowicie.
Śledźcie aska, a kto ma ze
mną kontakt, to może pytać. Ogólnie, jeśli ktoś chce o coś spytać, to piszcie - kontakt.
Chciałabym Wam bardzo podziękować, że niektóre z Was
wytrwały od początku do końca.
Proszę odezwijcie się choć ten ostatni raz, jeśli nie
robiłyście tego wcześniej. Nawet jeśli tutaj traficie za tydzień, miesiąc, rok.
Dziękuję za każde słowo, komentarz, wejście.
Ściskam, Coquette.
normalnie wyłabym, ale dzisiaj nie jest to mój dzień na płacz. To zakończenie jest nieszczególnie szczęśliwe. Nie wiem czy mój nastrój mnie myli, czy tak naprawdę jest, ale mimo tego, że Milena poradziła sobie z chorobą i dzięki wytrwałości zdołała zahamować jej postęp to w dalszym ciągu żyje ze świadomością, że to może wrócić. Podziwiam Michała za jego wytrwałość. Wielu zwiałoby na jego miejscu, a on dzielnie trwał przy swojej ukochanej. Nie wiem co jeszcze mogłabym napisać. Smutno mi, że to już koniec, bo kompletnie się tego nie spodziewałam. Ale przecież wszystko ma swój koniec, co z resztą pokazałaś przez śmierć babcie Mileny. Dzięki za tę historię. Sama mam w rodzinie osobę, która zachorowała na stwardnienie rozsiane i widzę jak wiele wysiłku wymaga walka z tym paskudnym czymś, co tak naprawdę jest nieuleczalne. Straszna choroba. Nie żegnam się z tobą, bo wiem, że prędzej czy później spotkamy się na jakimś blogu. Do zobaczenia :)
OdpowiedzUsuńJestem dumna.
OdpowiedzUsuńZ Ciebie, że tak skończyłaś.
Z Mileny, że nie poddała się i walczy do końca, o rodzinę, o siebie, o zdrowie. Z Michała, bo jej w tym pomaga. Z nich, bo się kochają i będą kochać.
Dziękuję za to opowiadanie, bo tak naprawdę, gdyby nie ono to byśmy się nie poznały, no nie?
Czekam na kolejne w Twoim wykonaniu i pozdrawiam cieplutko <3
Byłam od początku jestem do teraz
OdpowiedzUsuńDziękuję za niesamowite opowiadanie jakoś nigdy nie przełamałam się aby dodać komentarz:P
P.
Byłam i czytałam. Dziękuje za to opowiadanie które daje dużo do myślenia i innego spojrzenia na otaczających nas ludzi :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agata :*
Po przeczytaniu mam całkowitą pustkę w głowie nie wiem co napisać, ale jak nie zrobię tego teraz to zapomnę co przeczytałam i będzie mi jeszcze gorzej sformułować komentarz.
OdpowiedzUsuńCiesze się, że Milena mimo przeciwności losu ma kochającego męża i córkę. Założyła kochającą się rodzinę i tylko choroba, Stwardnienie Rozsiane nie pasuje do tego wszystko. Jednak walczy z chorobą i się nie poddaje, bo ma dla kogo.
Nie wiem co mam więcej napisać poza tym, że dziękuję za tą historię i czekam na następne :*
byłąm i czytałam każdy wpis :) mam nadzieję, ze dasz mi znac jak zaczniesz pisać coś nowego :)
OdpowiedzUsuńdziękuję za tak wspaniałą historię :)
Dobrze, że Milena nie zostawiła bliskich tylko walczyła. Jest teraz szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńNa początku chcę Cię przeprosić, że tak długo tu nie docierałam, jednak wreszcie dotarłam.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak bardzo podoba mi się końcówka tej historii, ten cały morał, który płynie z tej historii, te kilka ostatnich zdań, które zabraniają poddania się, nie podjęcia walki. Ta historia byłaby odpowiednia dla osoby, która jest w podobnej sytuacji jak Milena.
To dla mnie bardzo budujące, że Milena się nie poddała, że jej czarne myśli nie doszły do skutku. Teraz wiem, że poradzi sobie, że wszystkie niepowodzenia już niczego nie zmienią, że wytrwa przy Michale i Marce.
Dziękuję. Po prostu :)
Całuję :*
Spłakałam się jak Bóbr, w czym dodatkowo dopomogła mi cebula. :P
OdpowiedzUsuńPiękne zakończenie z happy endem, ale takim życiowym.
Milena ma piękne życie, córkę i kochającego męża. Wszelkie niepowodzenia i doświadczenia losowe są po coś, by czegoś nauczyć, by zabrać, a później dostać za to rekompensatę. Ma dla kogo i po co żyć, choć ciężko jej funkcjonować z chorobą na co dzień - walczy.
Przed Nimi niepewna przyszłość i doceniają bardziej to, co mają. Z jednej strony to dobra opcja, nie ma życiowej nudy i nikomu nie odbija.
Morał na końcu bardzo życiowy, ponadczasowy i przydatny każdemu! Powinniśmy trzymać się kurczowo tej dywizy, wszyscy, bez wyjątku!
Ściskam Cię Kochana i wpadam niedługo na Patryka! ;*
Happ ♥
Dopiero dzisiaj udało mi się nadrobić czytanie. Cieszę się, że wszystko tak dobrze się skończyło bo cała trójka stanowi naprawdę fajny i zgrany zespół :) oczywiście czekam na początek kolejnych historii i mam nadzieję, że tak jak piszesz dostarczysz nam nowych, fantastycznych opowiadań :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie, dziękuję za wspaniałą historię i czekam na następne :D
A.